Poświęcić własne życie Bogu

Już w wieku pięciu lat zapragnęłam poświęcić moje życie Bogu. Wraz z moją przyjaciółką, która była w moim wieku, która obecnie też należy do naszego Instytutu, marzyłyśmy o tym, aby pewnego dnia zostać siostrami zakonnymi. 

u Ojca Pio
 

Zachowałam to moje marznie w moim sercu już od najmłodszych lat angażując się w ruchy religijne dla dzieci. Pragnienie, by poświęcić się Bogu powierzyłam Maryi.

Od dzieciństwa często chodziłam do naszej kapliczki GKK (mała wspólnota chrześcijańska w mojej wiosce), aby ją umyć i ułożyć kwiaty dla Matki Bożej. Był tam wielki drewniany krzyż, przy którym zatrzymywałam się, aby popatrzeć na cierpiącego Jezusa modląc się do Niego i roamyślając o Jego Męce. Od tamtej pory pokochałam Jezusa Ukrzyżowanego. Czułam, że całkowicie pociąga On moje serce.

 

To moje gorące pragnienie ożyło jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam film o życiu św. Faustyny. Do głębi dotknęło mnie Miłosierdzie Boga oraz ofiara z życia św. s. Faustyny. Wydawało mi się, że Miłosierdzie Boże rozlało się również w moim sercu i nabrałam pewności, że Jezus jest przy mnie w każdym momencie mojego życia.

Gdy osiągnęłam jedenaście lat, po ukończeniu szkoły podstawowej, zdecydowałam zostawić mój dom i znaleźć wspólnotę, w której mogłabym służyć Bogu. Absolutnie nie chciałam kontynuować nauki w gimnazjum. Miałam nadzieję, że ktoś mi pomoże zrealizować moje pragnienie, ale niestety nikt się nim nie przejął. Czułam w sercu ogromny ból, który wyrażałam obfitymi łzami. Z mocą zwracałam się do Boga obecnego we mnie: “Panie, to Ty napełniłeś mnie tym pragnieniem, bardzo Cię proszę, jeśli naprawdę chcesz, bym cała należała do Ciebie, pokaż mi gdzie mam się udać i wskaż mi wspólnotę, którą dla mnie przygotowałeś”. Modliłam się w ten sposób z tak wielką wiarą, na jaką było stać moje serce. Płakałam żebrząc o prowadzenie i obecność Boga. Ta modlitwa dawała mi pokój i pewność, że Bóg wszystko “załatwi”.

Choć było to dla mnie trudne zaakceptowałam kontynuowanie nauki. Codziennie chodziłam na Mszę świętą, bo stała się ona moją nadzieją, moją siłą i moją odwagą, by stawić czoła wszystkiemu, co było przede mną.

Dwa lata później usłyszałam wiadomość, że kobieta, u której pracowaliśmy na polu, zaprosiła siostry zakonne, które chciały otworzyć tutaj swoją misję. Słysząc tę wiadomość, natychmiast powiedziałam: “Dziękuję Ci Panie! Tej wspólnoty chcesz dla mnie!” Od tej chwili, choć nigdy nie widziałam tych sióstr, ani nie znałam ich, byłam przekonana, że u nich jest miejsce, którego Bóg chciał dla mnie, bym tu Mu służyła. Bóg naprawdę jest dobry. Nie musiałam nigdzie iść. On sprowadził do mnie wspólnotę. Nie miałam trudności, by ją odnaleźć, bo była tuż obok mojego domu. Uczęszczałam do domu sióstr aż do ukończenia szesnastego roku życia, kiedy to wreszcie mogłam wstąpić, aby rozpocząć moją formację zakonną. To było w niedzielę wielkanocną, kiedy moja mama i mój tata zaprowadzili mnie do sióstr. Widziałam ich ból, ale widziałam też ich wielką troskę, z jaką dali mi swoje błogosławieństwo (tradycja filipińska), abym tak służyła Bogu, jak On tego chce.

Nigdy nie zapomnę dnia mojego przystąpienia do Instytutu. To Jemu zawdzięczam, ten najcenniejszy dar w moim życiu. Pragnę, aby moje życie coraz bardziej kwitło i owocowało w Bogu.

S. MA (Filipiny)