Matka Boża Kalwaryjska

Matka Maria Saveria Palmisano AJC

 

Ojciec Pio powiedział, że kocha Krzyż i tylko Krzyż, kocha go, bo zawsze go widzi na ramionach Jezusa. Nie kocha Krzyża dla niego samego, lecz kocha Jezusa obciążonego Krzyżem. Miłość wymaga miłości. Jeśli kocha się jakąś osobę, wówczas pomaga jej się, dodaje otuchy, dzieli się cierpienie z ukochaną osobą, dzieli się wszystko. Skoro Ojciec Pio doszedł do tego, by nazwać samego siebie złodziejem cierpień, skoro były one dla niego skarbami, stało się tak dlatego, że stał się godnym współpracy z Męką Pana Jezusa, godnym dzielenia z Nim Krzyża. Tym bardziej możemy to powiedzieć o Matce Najświętszej. Ona w ciągu całego swego życia dzieliła z Jezusem Boży plan, pozwoliła prowadzić się po niespodziankach życia, niespodziankach tajemniczych i bolesnych.

 

Od początku, od Zwiastowania, od poczęcia Jezusa, Maryja otwarła Bogu swoje serce i swoje łono. To wszystko co cierpiał Jezus, cierpiała i Ona. Matki wiedzą dobrze co znaczy widzieć cierpiące dziecko i w ich sercu to cierpienie odbija się w sposób pomnożony. Maryja była wierna Bożemu planowi, bo prawdziwa miłość jest wierna. Tą wiernością Maryja żyła aż po Krzyż, aż po stanie pod tym Krzyżem, na którym na Kalwarii zawisł Syn.

Wiemy, że obecność Matki, to obecność pełna czułości, bezpieczeństwa, pociechy. To prawda, że Jezus jako Bóg nie potrzebował tego, ale jako człowiek stał się do nas podobny we wszystkim, miał więc także potrzebę matczynej troski. Maryja zaś nie była skąpa w trosce o Syna, co więcej, czegóżby nie zrobiła dla tego Syna, który jest najpiękniejszym spośród synów ludzkich, najbardziej niewinnym, najświętszym, najdoskonalszym! Ona oddałaby swoje życie za Niego! “Pod Krzyżem uczymy się kochać” (O. Pio). Ci, którzy stali się godni wejścia na Kalwarię i bycia obecnymi pod Krzyżem, ci są mistrzami, świadkami, są ludźmi uprzywilejowanymi.


Ona wprowadziła w życie to, co mówi Mdr 11. Ona jako pierwsza wcieliła tę logikę Boga, że Bóg oszczędza wszystko co stworzył. Tam gdzie jest jakiś syn w rozpaczy, syn, u którego życie duchowe ledwo się tli, tam dociera Ona. Często nawet wówczas, gdy nie jest wzywana. Widzimy taką sytuację podczas godów w Kanie. Choć nikt o nic Ją nie prosił, Ona sama dostrzegła potrzebę małżonków. Ona ma, jak mówi o. Domenico Labellarte, “oczy na sercu”. Jakie oczy ma na sercu Maryja? Oczy Syna. Oto widzimy dwoje spotykających się oczu, dwa przenikające się spojrzenia. To oznacza, że są w doskonałej jedności: jedności zrozumienia, pragnień, myśli. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” mówi jedno z błogosławieństw wygłoszonych przez Jezusa podczas kazania na górze. Któż jest czystszy od Syna? Któż jest czystszy od Matki? Oni Boga oglądać będą… Te oczy Maryi widzą Boga i widzą nas w Bogu. Oto dlaczego Izajasz mówi, że jesteśmy cenni w oczach Boga. Jesteśmy cenni! Dlatego z Krzyża Jezus dał ludzkości coś dla Niego najcenniejszego: nas powierzył Jej, Jej Sercu, bo Ona stała się godna czystego spojrzenia Boga. Gdy mamy coś cennego i musimy tego strzec, powierzamy to osobie godnej zaufania. Pomyślmy więc o tym kolejnym akcie miłości: Jezus wiszący na Krzyżu myśli o nas powierzając nas swojej Matce, ponieważ tuż po Bogu tylko Ona jest zdolna do tego, by patrzeć na nas oczyma miłosierdzia, oczyma czystymi, przejrzystymi, oczyma dobroci. Ona patrzy na nas z dobrocią.Oto Matka Boża Kalwaryjska. Jak bardzo mi się podoba! Można byłoby medytować długo nad tym obrazem, można byłoby kontemplować go całymi dniami, napisać jakąś długą pracę naukową na temat tych dwóch spojrzeń. Oko Jezusa w oku Maryi, oko Maryi w oku Jezusa. Co to oznacza? O czym mi mówi ten obraz? Najpierw zwróćmy uwagę na spojrzenie: wiemy, że spojrzenie Boga jest spojrzeniem Stwórcy, jest spojrzeniem zbawczym, miłosiernym, spojrzeniem, które daje życie. Gdziekolwiek to spojrzenie dociera, tam wszystko uzdrawia, wszystko leczy. Teraz spójrzmy na Maryję i zapytajmy: co to jest kontemplacja? To patrzenie na rzeczywistość i na ludzi oczami Boga. Maryja jest pierwszą osobą kontemplatywną, Ona niejako „weszła” w to Boże spojrzenie, a jednocześnie została ku temu spojrzeniu wyniesiona. Możemy więc powiedzieć, że Jezus chce patrzeć oczyma swojej Matki, bo Bóg chce odbijać się w czułości Maryi. Maryja zaś chce na nas patrzeć miłosiernymi oczyma Syna. Nie na darmo jest Matką nadziei, nadziei dla zrozpaczonych.

Oto widzimy obecność Maryi na bolesnej, kalwaryjskiej drodze Jezusa. Maryja jest obecna. Jest to obecność cicha, pełna miłości, obecność która dzieli z Nim ból. Jest to obecność, którą Jezus nie tylko akceptuje, ale jest za nią naprawdę wdzięczny. Iluż ukrzyżowanych było i jest na przestrzeni wielowiekowej historii? Oni byli, są i będą. Maryja jest zawsze blisko nich. Lecz Ona potrzebuje i nas. Pan potrzebuje nas, byśmy naśladowali Jej macierzyństwo. Oto dlaczego apostolat Apostołek Jezusa Ukrzyżowanego, jak mówią nasze Konstytucje, powinien wyróżniać się właśnie macierzyństwem. Powinnyśmy zbliżać się jak matki do cierpiących, do tych, którzy przeżywają najprzeróżniejsze próby i doświadczenia. Macierzyństwo zaś rozpoznaje się przede wszystkim po spojrzeniu. Patrząc na małe, kilkumiesięczne dzieci, które jeszcze nic nie rozumieją, widzimy, że one potrafią rozpoznać, kto na nie patrzy z dobrocią i duchem macierzyńskim, i uśmiechają się... W ten sam sposób wszyscy potrafimy rozróżnić kiedy ktoś patrzy na nas oczyma pełnymi współczucia, braterstwa, przyjaźni. Patrzmy na Nią, zwłaszcza obecną pod Krzyżem, abyśmy mogli nauczyć się od Niej realizowania prawdziwego niesienia ulgi w cierpieniu. To zaś jest wynikiem miłości, o której pisze św. Paweł w 1 Kor. Ta miłość wypływa z serca, dlatego jest cierpliwa, łagodna, nie zazdrości, nie szuka swego…