List z Filipin

s. Małgorzata Marszołek AJC

 

Każdemu z nas została powierzona przez Boga jakaś misja do spełnienia. Nosimy ją w sercu. Pełnimy ją w domu, w szkole, w pracy, w zgromadzeniu zakonnym, gdziekolwiek zostajemy posłani. Bóg nie oczekuje od nas „gwiazdki z nieba”, bo zna każdego z osobna i wie na co nas stać. Jezus pragnie od nas tylko miłości i zaufania Mu .

Niektórych Bóg posyła daleko, aby nie mając własnego domu, wszędzie czuli się „jak u siebie”. Mnie przypadło w udziale niesienie Jezusa do ludzkich serc na wyspach Bożego Miłosierdzia, jak nazywane są Filipiny.

Ojciec Domenico Labellarte - Założyciel naszego Instytutu Zakonnego „Apostołki Jezusa Ukrzyżowanego” - zauważył, że swoim wyglądem kontury tego pięknego kraju przypominają zwierzę z uniesionym ku górze pyskiem, jak gdyby błagające niebiosa o Boże Miłosierdzie .

Rzeczywiście - o godzinie 15.00 życie tutaj w pewnym sensie zatrzymuje się. Nawet w niektórych supermarketach kasjerzy przestają obsługiwaćklientów. Przez głośniki dobiega głos tutejszego duszpasterza, który recytując koronkę do Bożego Miłosierdzia, zaprasza do wspólnej modlitwy. Jedni się dołączają, inni przez szacunek zatrzymują się na chwilę zadumy. Niemal wszędzie możesz zobaczyć wizerunek Jezusa Miłosiernego z napisem „Jezu, ufam Tobie”, a św. Faustyna jest jedną z bardziej znanych i wzywanych świętych.


Dołączyłam do naszej filipińskiej małej wspólnoty kierowanej przez Polkę, s. Marię Martę mającą swą siedzibę w Tugbok - miejscowości na obrzeżach miasta. Dom sióstr jest niemal „przylepiony” do domu dzieci zwanego „Domem Ojca Pio”. Można powiedzieć, że mieszkamy razem w „bliźniaku”, gdzie życie zakonne przeplata sie z rodzinną atmosferą, jaką staramy się stworzyć naszym trzydzieściorgu pociechom. Przed domem „króluje” mała statua wielkiego Ojca Pio, którego obecności i wstawiennictwa doświadczamy na co dzień. Od czasu do czasu można słyszeć rozbieganych malców wyśpiewujących piosenki na melodie skomponowane przez nich samych: Jezu kocham Cię, Mamo Maryjo, tato Pio kocham cię. Niektóre z naszych dzieci są sierotami, inne zostały porzucone przez rodziny lub też ze względów ekonomicznych nie mogly pozostać przy rodzicach.Moje doświadczenie życia w tym szczególnym miejscu zaczęło się około trzech lat temu, kiedy z wiarą w Boże błogosławieństwo wylądowałam w Davao, mieście położonym na południu tego egzotycznego kraju, składającego się z przeszło 7000 wysp.

Każde z dzieci to „osobny świat” z odmienną tragiczną rodzinną historią. Jeden z najmłodszych – Michael został nam powierzony na drugi dzień po narodzeniu. W tym roku kończy już 6 lat. Zadaje mnóstwo pytań i błyskawicznie przyswaja sobie wszystkie wyjaśnienia. Zapytany: dlaczego Jezus wisi na krzyżu? Poważnie odpowiada: z powodu wielkiej miłości do nas. Michel, podobnie jak większość filipińskich dzieci mówi w trzech językach. Wśród używanych na Filipinach ponad 180 języków i gwar, w naszym rejonie wyłaniają się trzy dominujące: filipiński, angielski i cebuano. Powszechnie w jednym zdaniu używa się wszystkich trzech. Stąd dla obcokrajowca, chcącego nauczyć się dobrze języka „tubylców”, sprawa może stać się trochę utrudniona. Od samego poczatku moimi wiernymi „profesorami” są właśnie dzieci. Wciąż jeszcze odróżniam się wymawiając gardłowe „mg”. Dzieci doskonale bawią się obserwując momenty, w których doznaję „szczęko i gardło-ścisku” równocześnie. A ja, no cóż, cieszę się ich radością. Zwykle są pogodnego usposobienia.

Oczywiście, jak to w życiu, również w naszej rodzinie nie brakuje powodów do śmiechu i łez. Jednak przyglądając się naszym dzieciom w różnych sytuacjach rodzi się silna wiara, że łaska Boża może w człowieku uleczyć każdą ranę. Zauważamy jak odzyskują ufność do Boga i do drugiego człowieka i do samych siebie.

Następuje między nami przedziwna „wymiana”. Staramy się dać im miłość, a one dają nam życiowe lekcje, okazując wdzięczność na różne nieoczekiwane nawet sposoby. Starsi, jak np. 14-letnia Marilyn nie tylko lubi się śmiać, ale i rozmawiać o życiu. Kiedy pewnego razu po zakończonej pogawędce odchodziłam do moich obowiązków, usłyszałam dobrą radę: „Dobrze siostro, jak musisz iść to idź, ale pamiętaj, pracuj z miłością”. Nic dodać, nic ująć.

Dzieci uwielbiają śpiewać. Tworzą chórek kościelny, który pracowicie przygotowuje się przed każdym świętem.

Boże Narodzenie jest oczywiście czasem wyjątkowych przygotowań. Co prawda z sentymentem wspominam nasze polskie roraty, jednakże tutaj jest w zwyczaju uczestnictwo w nowennie do Dzieciątka Jezus. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam ludzi tłumnie podążających na mszę św. o 4 nad ranem. Oczywiście większość naszych dzieci także nie pozwoli sobie odebrać tej jedynej w roku okazji, choć później niejedno smacznie zasypia w ławce. Kiedy nadchodzi oczekiwana noc Bożego Narodzenia, po powrocie z Pasterki, ruszamy procesją do naszej kapliczki, gdzie pod ołtarzem na sianku urodzi nam się wyczekiwane Dzieciątko Jezus.


Czasami, wraz z siostrą Martą, przychodzi nam pragnienie, aby poświętować sobie po polsku. Jadąc samochodem do miasta nucimy polskie kolędy. „Lulajże Jezuniu” przy kilkudziesieciostopniowym upale brzmi bardzo oryginalnie. Przypominam sobie słowa Jezusa: „Przyszedłem po to, aby mieli życie i mieli je w obfitości”, i dodaję od siebie: jak to dobrze że Pan zechciał dla nas się narodzić i nieważne pod jaką szerokością geograficzną świętujemy Jego przyjście.W czasie świąt nie zabraknie także tradycyjnej ryby, choć nie będzie to ani karp, ani śledź polski to jednak zjadamy ją całą, nie gardząc nawet głową i oczyma, ponieważ jak słusznie zauważyła jedna z moich współsióstr „za głowę też się płaci”.

Zarówno Święta Bożego Narodzenia jak i Nowy Rok spędzam znowu z filipińską rodziną na „końcu świata”. Tam Jezus powierzył nam do oszlifowania piękne „diamenty”, wymagające jednak delikatnej oprawy. Właśnie dlatego tak bardzo potrzebujemy osobistej modlitwy, a także pomocy ludzi modlących się za misje. Z pewnością Bóg nie da się prześcignąć w hojności tym, którzy wstawiając się za nami, sami stają się duchowymi misjonarzami.

Ten Nowy Rok przybliży nas do wieczności i będzie następnym krokiem nadziei, że uda nam się zrealizować plany dalszej pomocy dla tych którzy jej potrzebują.

Ze szczerymi życzeniami błogosławieństwa Bożej Dzieciny na nachodzacy 2010 rok – S. Małgorzata