Jeśli ziarno pszenicy...

 

Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie samo, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity… (J 12,24).

 

Od 15 kwietnia br. wraz z dyrektorem częstochowskiego Caritasu ks. Markiem Batorem i diakonem Zbigniewem Wojtyskiem z powodów bezpieczeństwa przebywam zamknięta w Domu Pomocy Społecznej Domus Misericordiae. Nasi podopieczni zostali ewakuowani z DPS w Woźnikach, w którym doszło do zakażenia koronawirusem, i ulokowani w DPS na ul. Ogrodowej 28 w Częstochowie. W wyniku tej szybkiej i nocnej akcji (z 14 na 15 kwietnia) nie zdołano zapewnić tym osobom opiekunów.

Ks. Marek, który w godzinach przedpołudniowych jako pierwszy przełamał barierę lęku przed bardzo prawdopodobną możliwością zakażenia się, wykazując wielką gotowość w niesieniu pomocy siedmiorgu seniorom z Woźnik, opowiadał niejednokrotnie o scenie, którą zastał po przekroczeniu drzwi piętra, na którym przebywali: „…kiedy tutaj wszedłem płakać mi się chciało, nie wiedziałem od kogo zacząć, kto z nich potrzebuje pierwszej pomocy, (…) gdy zobaczyłem ich oczy, (…) wszyscy byli potrzebujący…”. Na twarzach tych osób wyryty był lęk spowodowany doznanym wstrząsem po ewakuacji, w powietrzu unosił się gęsty fetor nieczystości, a wszystkie oczy seniorów były wbite w niego, jedyną osobę ze świata zewnętrznego, którą do tej pory widzieli. „…ludzi z wolontariatu nie było, wiadomo, że wszyscy się boją, (…) a osoby te należało umyć, przebrać, nakarmić, przenieść i położyć do łóżka. Wymagały one specjalistycznej opieki, większość z nich była leżąca…”.

Nie ukrywam, że jest mi trudno opisać pierwsze godziny po moim przybyciu, by wesprzeć księdza Marka w tej inicjatywie. W pierwszej kolejności wykąpałam jedną panią dosyć agresywną, następnie wyprałam zabrudzoną odzież i rozwiesiłam natychmiast na grzejnikach, aby się wysuszyła i bym mogła ich w nią ponownie ubrać. Dodam, że niektórzy pensjonariusze nie posiadali nawet zapasowej bielizny osobistej. Sytuacja była o tyle trudna, że nie mieliśmy żadnych danych o naszych seniorach, o ich przebytych chorobach, patologiach, uczuleniach, terapiach czy nietolerancjach żywnościowych… Nic o nich nie wiedzieliśmy! Najpoważniejszym problemem okazał się brak lekarstw; należało uzupełnić zapasy, dokupić leki i podać je naszym nowym podopiecznym. Konieczna była nawet interwencja wojska w dostarczeniu insuliny dla jednego pana. Sprzątanie pomieszczeń, odkażanie powierzchni, wynoszenie worków z odpadami przeciągało się niejednokrotnie do późnych godzin nocnych. Wymagało to od nas niemało wysiłku, ale mieliśmy też wiele satysfakcji w postaci okazywanej nam życzliwości, wdzięczności, gestów czułości i uznania ze strony podopiecznych z Woźnik; wielokrotnie nam powtarzano, że „tak jak wy to już nikt nie robi!” i z podziwu wyjść nie mogli, że „ten grubszy pan” to ksiądz. I może przytoczę jeszcze świadectwo jednego z podopiecznych, którego test na koronawirusa okazał się niestety pozytywny. W momencie przyjazdu miał na sobie kombinezon, który uniemożliwiał mu wykonywanie ruchów. Pan ten panicznie bronił się rękami, naciągał na siebie kołdrę, a ciało jego instynktownie sztywniało i naprężało przy każdym dotknięciu. Tak bardzo krzyżował i napinał nogi, że zmiana pieluchy była prawie niemożliwa. Sytuacja stopniowo ulegała poprawie Nie wiedzieliśmy na ile ten pan posiadał kontakt logiczny z otoczeniem, więc jedynym sposobem na przekonanie naszego pensjonariusza co do naszych pokojowych zamiarów, było głaskanie i uścisk jego dłoni, spędzanie z nim czasu i okazywanie mu zainteresowania. I stało się! Pewnego dnia podczas porannej toalety nasz podopieczny nie tylko z nami współpracował, był spokojny i pogodny, co więcej, obdarzył nas pięknym uśmiechem. Było to dla nas bardzo wzruszające i przemieniające serce doświadczenie, które było rekompensatą samą w sobie. Czasem potrzeba tak mało, a może tylko odrobinę, człowieczeństwa, by dokonał się cud przemiany.

W tym miejscu chciałabym podziękować zarówno ks. Markowi jak i diakonowi Zbyszkowi za ich wspaniały przykład bezwarunkowej służby ludziom będącym w potrzebie, pięknego i dojrzałego człowieczeństwa oraz poświęcenia bez względu na cenę. Wspaniała współpraca, radość z niesienia pomocy, integracja charyzmatów, naszych osobistych zdolności i talentów pozwoliła na pokonanie wielu trudności związanych z organizacją i pielęgnacją seniorów oraz na przezwyciężenie zmęczenia fizycznego, które stopniowo narastając coraz bardziej dawało się we znaki. Po 9 dniach przebywania z seniorami z Woźnik rozpoczęliśmy naszą kwarantannę, a opiekę nad seniorami przejęły klaretynki z Aleksandrii s. Agata i s. Magda, nazaretanka s. Janina i o. Wojciech, benedyktyn z Tyńca.

„Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie samo, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity…” (J 12,24). W kontekście wielkanocnym te słowa Jezusa ujawniają tajemnicę życia. Nie ma zmartwychwstania bez śmierci. Śmierć przeraża, ale trzeba ją sobie zadać. Myślę tu o niejednokrotnie paraliżującym nasze życie lęku przed koronawirusem, lęku przed drugą osobą. Lecz teraz mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że są to doświadczenia nie śmierci, ale przemieniającego nasze życie zmartwychwstania. Chrystus ukazuje się nam z wysokości krzyża w swoim męczeństwie, ale i majestacie, na znak bezgranicznej miłości; miłości, która jako jedyna nadaje sens naszemu życiu.

s. Renata Elżbieta Murias AJC

 

ufo

łóżkoks