Gniewajcie się, ale nie grzeszcie (Ef 4, 26)

 

W połowie września tego roku w naszym domu w Częstochowie odbył się coroczny kurs formacyjny dla naszych „Współpracujących” świeckich. Tematem kursu była miłość Boga i bliźniego. Treści, które poruszaliśmy, skłoniły mnie do napisania moich refleksji na temat roli gniewu w naszym życiu.

 

Napomnienie św. Pawła zawarte w tytule przysparza wielu chrześcijanom niemałych trudności w zrozumieniu, co apostoł ma na myśli, a co dopiero w realizowaniu tego nakazu. Oto krótkie i – mam nadzieję – czytelne wyjaśnienie jak ja rozumiem rolę gniewu w naszym życiu.

 

Gniew Boga i gniew człowieka

Podobno w Biblii słowo „gniew” występuje 431 razy, ale w większości dotyczy gniewu Bożego. Bóg „gniewa się”, gdy człowiek zapomina o Nim, odrzuca Jego miłość, popełnia zło, krzywdzi innych. Jego „gniew” nie jest emocją lecz jest – jeśli można tak powiedzieć – odruchem miłosierdzia, gdyż Bóg „gniewa się”, widząc nas działających na naszą własną szkodę. Potrząsając nami chce nas ratować przed nami samymi.

Czymś innym jest nasz gniew. Św. Jan Chrzciciel de la Salle daje taką definicję ludzkiego gniewu: Gniew to impuls duszy, który powoduje, że odrzuca się gwałtownie rzeczy, które nam się nie podobają; to chęć pomszczenia zniewag, które nam zadano”.

 

Przyczyny i natura gniewu

Gniewamy się, gdy:

-  inni nie robią tego, co chcemy;

-  szukamy zemsty;

-  mamy poczucie niesprawiedliwości, wykorzystania;

-  zostają nam zabrane przyjemności, bogactwa i zaszczyty, do których jesteśmy przywiązani;

-  czujemy się bezsilni;

-  nie mamy cierpliwości do znoszenia przeciwności losu.

Gniew sam z siebie jest moralnie obojętny, a staje się dobry lub zły dopiero ze względu na swój przedmiot, pobudkę i  przejawy. Gdy nie panujemy nad gniewem staje się grzechem, i to ciężkim. „I tym cięższym, im więcej w nim złośliwości, im dłużej trwa, im gorsze jest zło, które się bliźniemu wyrządza lub życzy, im większe stąd zgorszenie i szkodliwsze następstwa. Nadto gniew jest ojcem wielu innych grzechów” (św. Jan Sebastian Pelczar). Stąd jest zaliczany do grzechów głównych.

 

Dobre i złe skutki gniewu

Rodzące się w nas uczucie gniewu może nas skłonić do obrony podstawowych praw innych ludzi i może pomóc nam w naszym osobistym rozwoju, ale może też zaszkodzić nam i innym osobom, jeśli jest on przeżywany w sposób niedojrzały, bez podporządkowania go rozumowi i wierze.

Słusznie oburzamy się, gdy dostrzegamy nieprawość, herezje, odstępstwa, profanacje, krzywdy wyrządzane małym i bezbronnym. Rodzi się w nas gniew wobec podłości i zgorszeń, zwłaszcza gdy zło jest wymierzone w nas, gdy jesteśmy kuszeni do grzechu, gdy ktoś chce nam odebrać wolność i niewinność. Taki gniew jest dobry, ponieważ dobra jest jego motywacja, byleby nie przekraczał należytych granic. Takim dobrym gniewem zapłonął Mojżesz, gdy zstępując z góry Synaj, ujrzał lud wybrany czczący złotego cielca (Wj 32,19), czy Nehemiasz, który widział ludzką niesprawiedliwość (Ne 5,6). Taki był gniew Jezusa, gdy wypędzał przekupniów ze świątyni (J 2, 13nn) albo wielokrotnie wyrzucał faryzeuszom ich obłudę.

Uczucie gniewu może być dla nas również niezastąpione w poznaniu samych sobie, ale pod warunkiem, że zadamy sobie pytanie o prawdziwą przyczynę naszego gniewu i szczerze będziemy szukać odpowiedzi. Być może odkryję wówczas, że narzucam moją wolę innym i gniewam się, gdy nie robią tego, czego chcę? Może zauważę w sobie przywiązania i lęk, że coś stracę, czuję się zagniewany, gdy została mi zabrana jakaś przyjemność, jakaś osoba, jakaś rzecz materialna bądź jakiś zaszczyt? Może odkryję, że mam niskie poczucie własnej wartości i gniewam się za każdym razem, gdy ktoś mnie pominie, nie zauważy, zlekceważy? A może mam problem z zależnością od Boga? Nie chcę puścić „cugli” własnego życia i pozwolić, by On mną kierował? Złoszczę się więc na przeciwności losu, nie akceptując tego, co Bóg mi daje dla mojego wzrostu. Znajdując przyczynę łatwiej o lekarstwo.

Jeśli uważnie obserwujemy nasze uczucia bez oceniania ich, lecz kontrolując je, panując nad nimi i wsłuchując się w to, co mówią nam o nas, wówczas posłużą naszemu rozwojowi. Ale istnieją też dwie skrajne formy złego „radzenia sobie” z gniewem: tłumienie lub agresja. Gdy tłumimy gniew, kierujemy go przeciwko nam samym, często nawet nie uświadamiając go sobie. Zakładamy wówczas maskę spokoju, podczas gdy gniew gdzieś jednak w nas jest i szuka innych form ujścia. Takie długotrwałe skrywanie emocji najczęściej skutkuje objawami somatycznymi.

Natomiast gdy niekontrolowany gniew przyjmuje postać agresji, niesie za sobą poważne skutki, powodując wielkie nieporządki we wspólnocie ludzkiej, godzi w miłość braterską, utrudnia czy wręcz uniemożliwia życie wspólne, przeradzając się w nienawiść i pogardę bliźniego. Powoduje kłótnie i sprawia, że osoba zagniewana wypowiada się słowa ubliżające, poniżające i niemające potwierdzenia w rzeczywistości. Taki niekontrolowany gniew może doprowadzić do wybuchów furii, pod wpływem których oczernia się i surowo ocenia innych. Konsekwencją gniewu mogą być nawet zabójstwa i inne krzywdy, mściwie wyrządzane bliźniemu. Gniew przede wszystkim szkodzi tym, którzy się mu oddają. Odbiera im rozum i zaciemnia zdrowy osąd, doprowadza ich do utraty pokoju serca i odruchów dobra.

Słusznie więc mówi św. Paweł: Gniewajcie się, ale nie grzeszcie” (Ef 4,26), bo gniew jest częścią naszego człowieczeństwa, która może nam dodać energii do stawania się lepszym i czynienia dobra lub może być niszczący, jeśli będziemy nim karmić nasz egoizm i nieuporządkowaną miłość do samych siebie. Musimy mieć świadomość, że świat jest inny, niż chcielibyśmy, by był, a my go nie zmienimy, bo to od nas nie zależy. Trzeba też, byśmy mieli świadomość, że nasze defekty mogą być bardzo przykre dla innych. Możemy więc zmieniać siebie, pracować nad sobą, być panami własnych emocji, a wtedy świat już będzie odnowiony o tę cząstkę, którą my możemy wnieść naszym nawróceniem, bo gniew może zostać pokonany jedynie w procesie nawrócenia.   

 Na koniec jeszcze jedna myśl naszego Ojca Założyciela ks. Domenico Labellarte: „Jedynie w cichości naszego ducha, dalecy od grzesznego dawania upustu naszym emocjom, możemy odnaleźć Pana, a wraz z Nim pokój. Nie chciejmy za wszelką cenę osiągnąć tego, co zamierzyliśmy. Także w „przegranej” podobamy się Bogu, jeśli tylko staramy się pełnić Jego wolę. Nawet gdybyśmy byli pełni wad i deficytów, gdybyśmy zobaczyli, że jesteśmy ostatnimi z ostatnich, zachowajmy spokój i odrobinę dobrej woli, bo to jest miłe Bogu”. 

S. Anna Kołoch AJC